Podróż do Rumunii
Paweł obudził się
skoro świt i pospiesznie zamrugał oczyma, żeby w pełni odzyskać świadomość.
Rozejrzał się dookoła. Błękitne ściany zdobione w malunki ptaków, meble
o prostej konstrukcji w stonowanych
kolorach bardzo dobrze komponowały się z wystrojem nie tyle ubogim, co
nieprzesadzonym i gustownym. Na każdej ścianie wisiał obraz przedstawiający
inną porę roku; przez moment zapatrzył się na piękną damę w zielonej sukni,
która prawdopodobnie symbolizowała wiosnę, po czym szybko spojrzał na druga
połowę łóżka.
-Cholera
jasna –szepnął pod nosem –a miałem więcej tego nie robić…
Los poprzedniego wieczora tak
pokierował Pawła po imprezie w klubie, że po raz kolejny zbudził się nagi w
obcym łóżku z nieznaną sobie kobietą. Najgorsze było to, że przypominała ona
bardziej kangura niż dziewczynę i w dodatku była wyższa od niego.
-Dobrze, że przynajmniej nie ma
wąsów… -pomyślał –A nie… jednak ma.
Nie był to pierwszy (i zapewne nie
ostatni) raz, kiedy znalazł się w podobnej sytuacji, więc teraz z wprawą
weterana po cichu się ubrał, zatarł wszelkie ślady, które mogły jakkolwiek na
niego wskazywać, po czym z niebywałą cichością wymknął się z mieszkania i
poszedł do pracy.
Dzień zaczął się nie najlepiej. Paweł
dogorywając po weekendzie, wzorcowo niewyspany, z podkrążonymi oczami zjawił
się w firmie, w której piastował funkcję informatyka-serwisanta. Jak zwykle
miał do naprawienia jakiś komputer, który z racji wieku powinien znajdować się
co najmniej w muzeum, a który przez sknerstwo zarządu ciągle był w użytku. Jako
że dostawał premię od każdego przywróconego do życia peceta, zabierał się do
roboty szczególnie dziarsko zwłaszcza, gdy potrzebował pilnie gotówki. Tak było
i tym razem.
Im dłużej siedział w firmie i pełnił
posadę wskrzeszacza, tym bardziej irytowało go wszystko dookoła. Szare
monotonne ściany i idealnie dopasowane do nich boksy w odcieniu równie smutnej
szarości, które jesienią przybierały dodatkowo ponury wyraz i tym razem działały
na Pawła drażniąco. Pocieszała go jednak wizja weekendowego wypadu do Rumunii,
który zaplanował sobie pod koniec tygodnia. Cztery dni z dala od wszystkiego
sprawiały, że na jego wychudłej twarzy gościł chytry uśmieszek.
-Dawidowi szczęka opadnie jak mu
opowiem i pokażę, gdzie byłem –cieszył się –a może i Baśka będzie chciała
obejrzeć zdjęcia z podróży?
Ach Basia! Obiekt westchnień Pawła
od początku studiów. Można powiedzieć, że zakochał się w niej od pierwszego
wejrzenia po kilku głębszych; wcześniej rzecz jasna ją spotykał, ale dopiero po
alkoholu na trwale utrwaliło się jej piękno w jego informatycznej pamięci. Basia
była szatynką o orzechowych oczach, zawsze krótko ścięta, bardzo smukłą, co
lubiła podkreślać swoim strojem nosząc zawsze dopasowane bluzki i jeansy.
Jednocześnie jej stroje były skromne i gustowne, co dodawało jej niecodziennego
uroku. Można rzec, że była całkowitym przeciwieństwem wszystkich kobiet, z
którymi Paweł w najlepszym przypadku tylko się „przelizywał” w trakcie imprez.
Sam jako mężczyzna nie był brzydki, jednak alkohol wzbudzał w nim za każdym
razem niezrozumiałe turpistyczne ciągoty. Basia i Paweł utrzymywali koleżeńskie
stosunki, czasem wyskoczyli razem na piwo lub pizzę, ale do niczego między nimi
nie doszło, głównie ze względu na wrodzoną nieśmiałość informatyka.
Środowy
wieczór nadszedł niezwykle szybko. Chłopak wszystko przyszykował perfekcyjnie
do wyjazdu. Zakupił mapę Bukaresztu, wymienił złotówki na leje, rozplanował
trasę zwiedzania stolicy, a nawet upewnił się, co do rezerwacji w hotelu. Cały
bagaż, czyli walizę i plecak, zabrał ze sobą do pracy, żeby zaraz po niej udać
się na lotnisko i spokojnie czekać na swój lot.
Równo
o szesnastej pożegnał się z kolegami z pracy i wsiadł w autobus, który zawiózł
go na samo lotnisko. Przyjechał dwie godziny przed czasem, ale wolał być kilka
godzin za wcześnie, niż parę minut za późno. Przespacerował się kilka razy po
lotnisku, przejrzał wszystkie ulotki, jakie walały się po lotnisku, przeczytał
kilka artykułów w gazecie, po czym usiadł i spokojnie już wyczekiwał odprawy.
Wszystko przebiegło sprawnie dzięki temu, że Paweł nie przewoził ze sobą ani
podejrzanych przedmiotów, ani broni. Zdał bagaż i zajął swoje miejsce w
samolocie. Zmęczony praca i czasem spędzonym na lotnisku, szybko zasnął.
Obudził
się na chwilę przed lądowaniem. Zdążył w tym czasie oprzytomnieć. Podróż
samolotem nigdy nie robiła na nim większego wrażenia. Nie fascynowała go
świadomość tego, że jest wysoko w chmurach, ani podniebne widoki Ziemi. Czasami
tylko rozbawiał go widok ludzi-mrówek, których udawało się zaobserwować po
wylocie.
Wysiadł
z samolotu. Wziął głęboki oddech i rozejrzał się wokoło. Rumunia i Rumuni. Co
prawda na lotnisku w środku miasta nie mógł tego zobaczyć, ale niejako
podświadomie odczuwał całą dzikość i przestrzeń tego kraju. Wyobrażał sobie
dziewicze tereny Transylwanii i wspaniałe zamki wzniesione jeszcze przed panowaniem
Włada III Draculi. Pełen nowego ducha odebrał bagaż i pełen zadowolenia poszedł
zameldować się do hotelu. Dostał miły i przytulny pokoik z telewizorem, barkiem
wliczonym w cenę i dostępem do Internetu. Zaraz po rozpakowaniu się, podłączył
swój laptop i umieścił wpis na Facebooku, po czym w pełni z siebie zadowolony
wyruszył z mapą, aby chłonąć każdą godzinę urlopu.
Trzy dni minęły. W tym czasie Paweł
zdążył odwiedzić znaczną część Rumuńskich atrakcji. Odwiedził między innymi
Cerkiew Kretzulescu, Wielką Synagogę, Arcul de Triumf, jednak największe
wrażenie wywarł na nim spacer po Parku Herăstrău i nocne przechadzki starymi
uliczkami. Wołoszczyzna zaskoczyła go bardzo pozytywnie: ludzie byli przyjaźnie
nastawieni, jedzenie smakowało mu bardziej niż serwowane w polskich knajpach, a
Rumunki okazały się być niespodziewanie urodziwe.
Ostatnie godziny wyprawy Paweł
postanowił poświęcić na odwiedzenie targu staroci z nadzieję, że znajdzie coś
godnego pozostania pamiątką z niecodziennej podróży.
Bazar był ogromny. Z każdej strony
otaczały go gęsto upakowane stoiska, setki mieszkańców rozmawiało, targowało
się i handlowało tworząc niesamowity gwar. Każdy jak mógł próbował zachęcić
przechadzających się zaułkami do zakupienia jego towaru. Kupujący dzielili się
na dwie grupy: pierwsza to ludzie, którzy szukali konkretnych rzeczy i
przeczesywali bazar, żeby kupować jak najtaniej; druga to ludzie, którzy
przyszli bez większego celu i sensu i teraz tylko snuli się przez bazarowe
zakamarki z nadzieją, że coś im wpadnie w oko. Paweł należał do drugiej grupy.
Kupił już przez to figurkę grubej baby w stroju kąpielowym, kilka ołowianych
żołnierzyków do swojej kolekcji i małą makatę. Już zbierał się do opuszczenia
targu, gdy ktoś ciągnąc go za rękaw oferował „coś niesamowitego”.
-To na pewno dla Ciebie… tego
potrzebujesz, widzę to z twoich oczu! –krzyczał mieszaniną rumuńskiego, rosyjskiego
i angielskiego handlarz.
Był
niewysoki, chudy, spod poobdzieranej czapki wystawały kępki czarnych włosów. Miał
na sobie przetarte na kolanach lniane spodnie i wełnianą derkę. Paweł dosyć
szybko zainteresował się możliwością zakupu jeszcze jednego bibelotu do swojej
kolekcji.
-Skoro
jest taki chętny do sprzedawania, to pewnie nieco nawet z ceny spuści- pomyślał
zadowolony i przedzierał się wraz z Rumunem przez bazarowe uliczki.
W
końcu dotarli do małej, zakurzonej budki. Była niedbale przełożona łańcuchem,
co miało sprawiać wrażenie niedostępności dal potencjalnych włamywaczy.
Handlarz szybko odwiązał łańcuch, zapalił kilka świeczek i wprowadził
informatyka do wnętrza. Od progu czuc było niezwykle intensywne kadzidło, które
powoli spalało się w kącie pomieszczenia. Mimo panującego w środku półmroku
dawało się zauważyć całe mnóstwo dziwnych rzeczy. Preparowane jaszczurki i
robaki w szklanych słojach, dziwne kompozycje rzadkich roślin pozamykanych w
probówkach, talizmany o niespotykanych kształtach. Nie brakowało również małych
posążków, kamieni i patyczków z wyrytymi inskrypcjami; ściany pokrywały półki
pełne tego typu osobliwości, co wzbudzało w Pawle mieszaninę ciekawości,
fascynacji i lęku.
Sprzedawca
sięgnął po jeden drewnianych patyków, na którym nawet w mroku pomieszczenia
połyskiwały srebrnym blaskiem litery, które nie przypominały chłopakowi,
żadnego znanego alfabetu.
-Popatrz
–powiedział Rumun łamanym angielskim, pokazując mu patyczek –to bardzo cenna
i magiczna rzecz. Obejrzyj sobie. To są
symbole czasu i szczęścia – ciągnął dalej – pewnie nie wiesz, co to znaczy?
–zapytał, a Paweł w odpowiedzi tylko pokręcił głową – Dzięki temu, będziesz
mógł powtórzyć tydzień z dokładnością do minuty przed użyciem tego amuletu.
Tylko pamiętaj! Użyć go możesz tylko raz, przełamując go na pół, więc uważaj na
niego i użyj go mądrze!
-A
ile to kosztuje?- wymamrotał nieco zdumiony.
-Daj
stówę, a dorzucę Ci coś jeszcze do tego – powiedział kupiec.
Paweł
był na tyle zaskoczony i oszołomiony całą sytuacją, że nie wiedział, w którym
momencie opuścił targ i zmierzał na lotnisko uboższy o sto lejów, z dziwnym
patyczkiem i druga figurką grubej baby w stroju kąpielowym.
Niedziela.
Po powrocie do domu Paweł rozpakował wszystkie bibeloty. Nastawił wodę na
herbatę i zajął się przerzucaniem zdjęć na komputer i selekcjonowaniem co
ciekawszych do prezentacji, którą zamierzał pokazywać znajomym. Od razu też
wykonał telefon do Basi.
-No
czeeeeść… chciałam do Ciebie dzwonić i umówić się na kawę, bo słyszałam, że
byłeś na urlopie! Musisz mi koniecznie wszystko powiedzieć! –piszczała podekscytowana
dziewczyna.
-Ano
tak. Byłem i muszę przyznać, że jest o czym opowiadać. Zawsze to coś innego niż
szara codzienność. Może zobaczymy się jutro, albo we wtorek?
-Bardzo
chętnie –zaświergotała dziewczyna –tylko w tygodniu nie mam za bardzo czasu,
muszę wziąć trochę nadgodzin. Ale jeśli nie masz nic przeciwko, to możemy zobaczyć
się dzisiaj. Pora jeszcze przyzwoita –to mówiąc zaśmiała się – Więc jak?
-Pasuje
–powiedział zaskoczony Paweł- przyjdź o dwudziestej.
-Będę
punktualnie. Do zobaczenia!
-Do
zobaczenia!
Chłopak
ze zdumienia, aż zaniemyślał. Pierwszy raz Basia wydawała się być więcej niż
chętna na ich spotkanie. Może to zagraniczne podróże podnoszą prestiż mężczyzny
– pomyślał Paweł – a może po prostu nie miała co robić?
Teraz
starał się wybrać zdjęcia naprawdę oryginalne i przyciągające wzrok. Z nieco
ponad tysiąca fotografii jakie wykonał, zaledwie trzydzieści uznał za naprawdę
godne. Następnie poukładał zwiezione gadżety na komódce, tak, żeby przyciągały
wzrok, a jednocześnie nie wyglądały na prezentowane celowo. Do ręki wziął
dziwny patyczek i w końcu dokładnie go obejrzał. Handlarz miał rację, biła z niego
jakaś niezwykła energia, która pozwalała uwierzyć we wszystko, co sprzedawca
powiedział.
-Może
się przydać –powiedział Paweł do siebie- ja nie wyjdzie coś z Basią, to będę
mieć drugą szansę, albo przynajmniej się nie wygłupię w jej oczach. –pomyślał,
po czym schował patyczek do kieszeni bluzy.
Dwudziesta
nadeszła szybko. Równo z wybiciem godziny na zegarze, w domu Pawła dało się
posłyszeć dzwonek do drzwi. Informatyk poprawił włosy i wpuścił Basię do środka.
Była ubrana jak zwykle w jeansy, tym razem do zestawu dobrała białą bluzeczkę i
niebieską koszulę. Paweł zaprosił gościa do pokoju, gdzie leżał laptop
przygotowany do odpalenia prezentacji. Poczekał, aż woda się zagotowała i
zaniósł do pokoju dwie kawy, mleko i cukierniczkę.
Wieczorek
mijał bardzo przyjemnie. Po obejrzeniu zdjęć i wypiciu kawy, oboje naszła
ochota na trochę mołdawskiego wina zakupionego oczywiście w Rumunii. Rozmawiali
długo, praktycznie o wszystkim, od podróży, przez zwierzęta, do planów na
przyszłość. Jeszcze nigdy nie szło im tak dobrze, zarówno z rozmową jak i z
winem; właśnie otwierali kolejna butelkę. To co wydarzyło się chwilę później
było dla obojga tyle niespodziewane, co przyjemne. Po prostu Paweł w końcu się
przełamał, trochę za sprawą alkoholu (może nawet bardzo za sprawą alkoholu) i
pocałował Basię, która ten pocałunek odwzajemniła.
Chłopak
zaraz po tym poczuł łamanie się patyczka w kieszeni w wyniku przygniecenia go
kolanem Basi. Trudno –pomyślał –a stówę za niego dałem…
W
tym momencie zrobiło się ciemno.
***
Paweł
obudził się wcześnie rano. Powoli otworzył oczy i w duchu zaczął się przeklinać
widząc dookoła błękitne ściany i obrazy przedstawiające pory roku. Co gorsza
obok leżało kobieta przypominająca grubą babę w stroju kąpielowym.
Chłopak
szybko się ubrał i cichcem opuścił mieszkanie.
-Do
dupy zaczyna się ten tydzień – powiedział – ale przynajmniej wiem jak się
skończy.
Z
tą myślą radośnie powędrował do pracy.