niedziela, 24 marca 2013

Tydzień 25


Z pamiętnika bezrobotnego



29 marca

                Kto rano wstaje, ten sam sobie szkodzi. Zgodnie ze starym porzekadłem po raz kolejny przespałem wszystkich domowników budząc się po dwunastej. Plan na dziś: przejrzeć oferty pracy i pograć w kosza z kolegami. Do wieczora oglądałem seriale. Czego to ludzie nie wymyślą? Majka zaczęła spotykać się z Jakubem, chociaż na pierwszy rzut oka widać, że im nie wyjdzie. Syn Tadeusza nie radzi sobie w szkole, bo cały dzień spędza przed komputerem. I choć to tylko serial, to szkoda mi go. Nie chciałbym, żeby moje życie było równie nieciekawe. Wieczorem poszliśmy z chłopakami pograć w kosza, ale nikt nie wziął piłki, więc kupiliśmy sobie po dwa piwka i piliśmy na boisku. Cholera! To już trzeci raz w tym tygodniu.
                Wróciłem do domu po dwudziestej trzeciej i byłem zmęczony intensywnym dniem. Oferty pracy poszukam jutro.

4 kwietnia
                Siwy dostał pracę na siłowni. Powiedział, że swoich kolegów będzie wpuszczał za darmo, więc od jutra zaczynamy intensywny trening z ziomkami. Siwy ma szczęście; nie dość, że będzie siedział cały dzień na siłce, to jeszcze będą mu za to płacić. Może przejrzę jutro oferty pracy na siłowniach.

7 kwietnia

                Łapy mnie bolą, nogi mnie bolą, plecy mnie bolą. Przed chwilą nawet zaczęła boleć mnie głowa od myślenia o tym, co mnie boli. Chyba sześć godzin na siłowni to trochę za dużo, ale z drugiej strony, jeśli jest to za darmo, to czemu nie korzystać? Jutro niedziela, siłownia będzie zamknięta. Zasłużony odpoczynek.

11 kwietnia
                Znowu mieliśmy grać w kosza. Nikt nie wziął piłki, więc wysłaliśmy Sztywnego po piwo. Wrócił z piwem i piłka do kosza, którą ponoć mu dały jakieś dzieciaki z osiedla. Może dzieci nie są takie okrutne jak się mówi? Najważniejsze, że udało się teraz połączyć przyjemne z pożytecznym. Graliśmy piętnastominutowe kwarty z półgodzinnymi przerwami na piwo. Po trzeciej kwarcie dołączyły do nas cztery dziunie, które lubiły patrzeć jak chłopaki grają w kosza. Były spoko. Okazało się, że są w trzeciej gimnazjum. Dobrze im idzie. Ja skończyłem na drugiej klasie. Wymieniliśmy się numerami. Będą czasem przychodzić nam kibicować. Teraz to już trzeba będzie zabierać piłkę ze sobą.

15 kwietnia

                Skończyliśmy nasze treningi, bo Siwego wyrzucili z roboty. Zastanawiamy się z chłopakami, dlaczego skoro zawsze mieli chętnych do ćwiczeń. Mówili tylko, że trzymanie Siwego jest nierentowne i że swoich kolegów, to on może co najwyżej do domu zapraszać. Po pierwsze to Siwy jest młody i silny, więc nie wiem po co mu renta, a po drugie po co mieliśmy chodzić do Siwego do domu, skoro na chacie nie ma siłowni? Czego to ludzie nie wymyśla…

17 kwietnia

                Dzień normalny jak każdy inny. Wieczorem Przypał robi imprezę u siebie, będzie wódeczka, śledziki i panienki. Przypał mówił, że mamy przyprowadzić ze sobą jakieś dziewczyny, więc razem z Muńkiem zaklepaliśmy możliwość zaproszenia dziuń z boiska. One są fajne; przychodzą na nasze mecze. Jedna mi się podoba i nawet esemesujemy ze sobą. Przeglądałem oferty pracy, ale są same dla frajerów w KFC. Szukam dalej.

18 kwietnia

                Strasznie boli mnie głowa i żołądek, dużo wymiotuje. Pewnie śledzie były nieświeże, bo Muniek i Przypał też haftowali. Za to wódka była dobra i nieźle wchodziła. Pojutrze spotykam się z Dziunią. Dalej nie ma oferty pracy dla mnie. Za to dużo z KFC. Szukam dalej

20 kwietnia

                Spotkałem się z Dziunią. Rozmawialiśmy ze sobą długo, ona mówiła mi jaki jestem fajny i że ta siłownia, że silny, że w ogóle. W sumie miała rację. Ja jej mówiłem, że jest ładna, że fajnie się patrzy jak gramy w kosza i że umie sporo wypić, a to duża zaleta. Było super. Chodzimy ze sobą. Ponoć dziesięć lat różnicy dobrze robi dla par.

24 kwietnia

                Matka powiedziała, że dłużej nie zamierza mnie utrzymywać i muszę sobie jak najszybciej znaleźć robotę. Tłumaczyłem jej, że ciężko w tych czasach z pracą, ale ona mówiła, że każdy coś może znaleźć. Dupa, dupa, dupa. Przecież oferty pracy są teraz tylko do KFC!

27 kwietnia

                Pokłóciłem się z Dziunią. Pisała jakiś tam egzamin, a po nim wolała iść ze znajomymi do parku, niż spotkać się ze mną. W dodatku nie mogę znaleźć pracy, a matka nie przysyła kasy. Życie nie ma sensu…

30 kwietnia

                Mój pierwszy dzień w pracy. Jest trochę ciężko to wszystko ogarnąć. Frytki, kurczaki, skrzydełka… ale nie jest źle. Pracują w tym KFC ciekawi i mądrzy ludzie. Jest Asia (socjolog), Piotrek (pedagog), Marek (psycholog) i Kasia (filozofka). Bardzo miła atmosfera, czuję się tu coraz lepiej, Marek pomaga mi w problemach z Dziunią. A właśnie! Z dziunią już się pogodziliśmy! Kasia opowiada ciekawe rzeczy o Platonach i innych. Żyli tak dawno, a byli tacy mądrzy. Niesamowite!
                Życie ma sens!

1 komentarz: